fbpx
 
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 917.
 
źródło: Youtube.com
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 8 (wakacje 2019)
Newsletter PTBRiO Nr 8 (wakacje 2019)
 
 
 


zapiszsie

Główny przekaz serii filmów „Terminator” jest raczej dość prosty do odkodowania. „Tak się kończy dawanie technologii zbyt dużej wolności” zdaje się krzyczeć film, kiedy Arnold cały w skórze i okularach przeciwsłonecznych (oczywiście w środku nocy i do tego w budynku) naparza do zastępu policji z minigun’a. Wszyscy wiemy dlaczego „Arni” musi strzelać: mroczny świat przyszłości opanowanej przez maszyny jaki widzimy w poszczególnych częściach filmu jest dla nas jasną wizją tego, co się stanie, kiedy nasi bohaterowie zawiodą. Wizja takiego końca nie jest obca Hollywood (podobny obraz widzimy chociażby w serii Matrix), jednak u podstaw każdej z filmowych dystopii tego typu stoi ten sam koncept – technologiczna osobliwość.

Technologiczna osobliwość to pojęcie wyciągnięte z robotyki, mówiące o tym, że w pewnym momencie rozwoju naszej cywilizacji dojdziemy do punktu, w którym maszyny będą w stanie same się replikować i usprawniać. Dla przykładu wyobraźcie sobie, że taka Siri sama zaprogramuje wizję następnego „ajfona” bazując na danych użytkowników, a następnie sama zleci produkcję takiego modelu, w pełni kontrolując proces i usprawniając go dla przyszłych generacji sprzętu.

Od tej, dość prawdopodobnej, wizji przyszłości do wysyłania niemieckich kulturystów w przeszłość dzieli nas już tylko jedna przeszkoda – czas. Widzicie, technologiczna osobliwość zakłada, że kiedy sztuczna inteligencja maszyn będzie mogła swobodnie się rozwijać i replikować, jej ewolucja przyśpieszy diametralnie i najpewniej w końcu wyprzedzi inteligencją swoich twórców.

I tak, wiem, że to przydługi wstęp rodem z sci-fi, ale potrzebujemy tego zaplecza, żeby dzisiaj zadać bardzo intrygujące pytanie – czy istnieje coś takiego jak Kulturowa Osobliwość Internetu?¹

Jednak bez pośpiechu – mamy dzisiaj wydanie wakacyjne, więc i newsów będzie trochę więcej. Zanim zaczniemy rozmawiać o osobliwościach, porozmawiajmy o nowościach - oczywiście od PTBRiO.


¹ Termin po raz pierwszy użyty w 2012 przez Mike’a Rugnetta, na kanale PBS „Idea Channel”


 
 

#1 Kongres

 
 

20 jubileuszowy Kongres Badaczy rozwinął już skrzydła i odsłonił swój, jakże ciekawy program. Powstała też strona tego jubileuszu godna, bo jest doprawdy ładna i pachnie jak świeże magazyny z kiosku. Na stronie tejże znajdziecie opis wszystkich 36 wystąpień, których autorzy przez 2 dni będą starali się zawładnąć Waszą wyobraźnią i ciekawością. Polecam bardzo, polecam szczerze i przede wszystkim polecam, bo mam w tym własny interes 😊. Jak już będziecie, to wpadnijcie na sesje „Wyzwania Marketingu”, bo właśnie tam, razem z Michałem Zajdlem, będziemy opowiadać o nowych zjawiskach, jakie wymyślili nam przez ostatnie półtora roku różni influencerzy!

 
 

 
 

#2 Budżet

 
 

Przeważającą, oszałamiającą i jakże imponującą liczbą zebranych głosów (57%), rodzina Biskupów zgarnęła 25K na swój własny i bardzo potrzebny projekt badawczy „Postawy Polaków wobec transplantologii”. To są strasznie fajne wieści, bo mimo, że wszystkie pomysły były ciekawe i owego hajsu godne, to ten jeden jest po prostu jakiś taki… „ludzki”. Fajnie widzieć, że przyczyniliśmy się wszyscy do powstania projektu, który ma pomagać innym, a nie tylko nabijać sakwy markom ♥. Nie ma też lepszego zespołu do przeprowadzenia takiego przedsięwzięcia, bo rodzina Biskupów to trochę tacy „Sopranos” badań - mają wystarczające zasoby, znajomości i „know-how”, żeby dokonać wszystkiego :D

 
 

 
 

#3 Zbadaj

 
 

Drogie Natalio, Oliwio, Weroniko i Dominiko,

serdecznie gratuluję Wam wygranej w tegorocznej edycji „Zbadaja”. Niechaj Wasza kreatywność i ciekawość świata wstrzykną trochę energii w ten badawczy półświatek, bo energii i inspiracji potrzeba nam jak nigdy. Nie dajcie się, walczcie, bijcie i gryźcie po łydkach, by dopiąć swojego. Zmieniajcie branżę, zmieniajcie klientów i zmieniajcie się same pod wpływem fajnych wyzwań.

No, chyba, że będą Was chcieli dodać do tracking’u – wtedy uciekacie czym prędzej!

 
 

 
 

#4 Nowi

 
 

Są wakacje, więc wszyscy na urlopach. Jedynie najsilniejsi i najwytrwalsi śmiałkowie, zamiast wygrzewać się za parawanem i zajadać rybą za 720zł/100gram postanowili zapisać się do naszego czcigodnego grona:

Avatar

Piotr Szeryński
Frost & Sullivan

Anna Rychlik
Re-Frame & Grow

Anno, Piotrze – piąteczka dla Was

 

 
 

 
 

#5 Praca

 
 

Nieustanne zapotrzebowanie na mądre głowy jest nieustanne. IQS i smartscope szukają osób, które liczby jedzą na śniadanie, a zestawienia statystyczne składają zamiast sudoku, dla zabicia nudy. Jeśli i przed Tobą, drogi teoretyczny czytelniku, matematyka nie skrywa żadnych tajemnic, to zajrzyj do naszych ofert pracy, o tu

 
 

 
 

#6 Sens

 
 

Od początków istnienia gatunku ludzkiego zadajemy sobie w kółko jedno pytanie, na które nie udało się jeszcze znaleźć satysfakcjonującej odpowiedzi dla wszystkich – jaki jest sens tego wszystkiego? O ile wiemy już, że sensem życia jest liczba 42, to z sensem pracy jest znacznie gorzej. Nie obawiajcie się jednak bo Bartek Brach jest na tropie odpowiedzi. Razem z PTBRiO będzie przez najbliższe miesiące realizował projekt „Badanie sensu pracy badaczy”, w którym odkryje w końcu przed nami wszystkimi, po co właściwie robimy to, co robimy? Jest to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w nasze branży i oby nie ostatnie. Sens (w) pracy to naprawdę termin ważny i gdyby ktoś zechciał zainteresować się nim bardziej, to polecam prace amerykańskiego antropologa Davida Graebera. A jeśli ktoś przy okazji jest także fanem serialu „The Office”, to polecam analizę tegoż właśnie serialu przez pryzmat prac Graebera, w tym materiale

 
 

 
 

I to tyle z update’u,

więc do Keanu wracając:

Jest wtorek 11 czerwca, w środku Los Angeles odbywają się właśnie targi E3, na których każda wielka marka zajmująca się branżą gier wideo wykłada przed oczy publiki wszystko, co najlepsze. Właśnie odbywa się wielka konferencja Microsoftu, na której pojawia się mnóstwo nowinek technologicznych i dziesiątki nowych gier. Przychodzi czas na prezentację gry polskiego studia CD Projekt RED „Cyberpunk 2077”. „Redzi” (tak skrótowo opisywani są twórcy sławnego już „Wiedźmina 3”) mają misterny plan i asa w rękawie. Po pełnoprawnym pokazie fabuły gry pojawia się jeszcze jeden klip, tym razem prezentujący nową postać, którą okazuje się grać nie kto inny jak on - Keanu Reeves!

Nagle na scenę, z kłębów dymu i przy świetle reflektorów, wychodzi on – „Neo” z Matrixa we własnej skórze. Przybył, by opowiedzieć fanom o swoim zaangażowaniu w grę. Jednak tłum nie daje mu dojść do słowa; oklaski, gwizdy i brawa trwają w nieskończoność - widownia szaleje. Sam aktor wydaje się być zdziwiony tą entuzjastyczną reakcją, w końcu udaje mu się dojść do wypowiedzenia części swoich kwestii. Po chwili dochodzi do momentu, w którym mówi „ten świat (świat gry) zapiera dech w piersiach”. Ktoś z tłumu nie wytrzymuje i krzyczy na cały głos „TY zapierasz dech w piersiach” – na co sala odpowiada kolejnymi, długimi brawami i krzykami. Reszta prezentacji ma już do końca złamaną konwencję - tu nie chodzi już o grę, tu chodzi o postać Keanu Reevesa.

Tegoroczne wystąpienie „Redów” na E3 było niebywałym sukcesem, ale nawet oni nie mogli spodziewać się tego, co stanie się już po konferencji. Internet dosłownie oszalał na punkcie Reevesa, który dla sieci nie jest już ani człowiekiem, ani aktorem, ani postacią z gier – stał się żyjącym memem.

Reeves jest wszędzie. Miliony obrazków i filmów z aktorem krążą już po sieci, wydawcy prześcigają się w intrygujących nagłówkach artykułów o aktorze: „Poznaj jego trudne dzieciństwo”, „Dlaczego wszyscy kochamy Keanu”, „Keanu rozdaje większość swoich pieniędzy kolegom z planu” etc. Do waszej dyspozycji są setki koszulek, kubków, poduszek i innych rzeczy, na których dało się nadrukować postać aktora z podpisem „TY zapierasz dech w piersiach”. „Redzi” z całą pewnością byli świadomi „memiczności” aktora. Internet romansuje z postacią Reevesa od lat: począwszy od trendu, jakim był „Sad Keanu” (wygooglujcie sobie), po jego ostatnie role w bardzo popularnej serii filmów „John Wick” (jest na Netflixie jakby co!), aktor zalicza same sukcesy w swojej internetowej karierze. Mimo to, sam zainteresowany zdaje się kompletnie nie wiedzieć, jakim obiektem kultu stał się dla sieci. Nie martwicie się jednak. Gra, którą Reeves miał promować, też radzi sobie dobrze – już w parę godzin po prezentacji na E3 znalazła się na 1 miejscu najczęściej kupowanych preorderów w historii (a to wszystko w czasach, gdzie gracze nie kupują już preorderów bojąc się o jakość finalnego produktu). Cały „case” ląduje nawet w głównym wydaniu „Wiadomości” na Polsacie (a także w innych outlet’ach mediowych).

Komercyjny i marketingowy sukces gry nie ma jednak porównania z szałem, jaki zaczyna wywoływać postać Reevesa. Przez ostatnich parę tygodni stał się on kolejnym internetowym fenomenem, jak „Ice Bucket Challange” czy „Pokemon Go” parę lat temu. Czasy się jednak zmieniły i tak samo zmieniają się fenomeny internetowe. Dawniej, do publicznej świadomości trafiały tylko te naprawdę wielkie, ciągnące się miesiącami akcje. Dziś równy poziom nakładu mediów i hype’u uzyskują chwilowe fascynacje. Zwykłe memy internetowe stają się gigantycznymi zjawiskami i z Internetu „przeciekają” do świata „realnego”. Razem z rozwojem Internetu, rozwija się także jego kultura (czyli te wszystkie dziwne trendy, obrazki, zwyczaje i język, które dojrzały i szanujący się człowiek uważa za głupoty) i grono jej odbiorców (czyli miliony osób, które uświadomiły sobie, że nie ma sensu starać się być dojrzałym i szanującym się człowiekiem, kiedy w Internecie są nieograniczone zasoby śmiesznych obrazków z kotami). To, co kiedyś interesowało tysiące, nagle zaczyna być obiektem kultu dla milionów. Wydawcy internetowi oraz ich pilne badanie tego nowego rynku pokazały jasno, że najlepiej klikają się artykuły bliskie internautom i ich czasowym fascynacjom. Duże fenomeny internetowe, takie jak ostatni hype na postać Keanu, stały się idealnymi tematami, które generują zysk i przyciągają czytelników. No dobra, ale co z tą całą kulturową osobliwością Internetu? Czy naprawdę możemy dopatrywać się podobieństw między Arnoldem z „Teminatora” a Keanu z „Cyberpunka”?

Powiedzcie mi proszę – jak powstają memy? Nie ma żadnych oficjalnych dyrektyw, jak je robić. To nie jest proces sterowany odgórnie. Kultura sieci ewoluuje sama z siebie, bez żadnego nadzoru czy restrykcji. Co więcej, ktoś kto robi memy nie dostaje przecież za to pieniędzy (no chyba, że robi memy polityczne – wtedy, jak dowiedzieliśmy się w zeszłym miesiącu, najpewniej pracuje dla kogoś z dużym zapleczem finansowym). Dla twórcy memy są wartością autoteliczną. Cały ten system produkcji kultury Internetu, przypomina trochę sposób działania sztucznej inteligencji, która na podstawie setek mikro-decyzji i nieskończonych baz danych automatycznie podejmuje decyzje, które odpowiadają jak największej liczbie odbiorców. OK, wiem, że to porównanie może budzić konsternację, ale spójrzmy na całe zjawisko z perspektywy technologii, jaką jest blockchain.

Kryptowaluty i cały blockchain działają w prosty sposób - każdy użytkownik udostępnia cześć swojego procesora graficznego, by ten mógł obliczać malutkie części wielkich i skomplikowanych algorytmów. Za tę pracę procesora użytkownik wynagradzany jest bitcoinami, natomiast miliony takich małych transakcji przekładają się na udostępnioną moc obliczeniową, która zawstydziłaby swoimi rozmiarami nawet graczy pokroju Microsoftu czy Amazona. Dokładnie tak samo działa kultura Internetu – każdy jej uczestnik oddaje trochę swojego czasu na stworzenie kolejnego mema. Miliony tych transakcji znowu przekładają się na gigantyczne fenomeny, które potem zawładają umysłami kolejnych użytkowników. To wszystko jest zdecentralizowane, a poszczególne komórki pracujące na całość nie mają możliwości komunikowania się między sobą. Zupełnie jakby całym procesem sterował jakiś „mózg roju” podobnie jak u pszczół, czy dzisiejszych odmianach sztucznej inteligencji.

A więc kultura Internetu, tak jak roboty w „Terminatorze” sama tworzy swoje kolejne iteracje, przemiela je i modyfikuje, sprawiając, że są bardziej atrakcyjne dla jej odbiorców. Czy więc możemy powiedzieć, że mamy tu do czynienia z „osobliwością kultury Internetu”, która jest ewolucją kultury świata „prawdziwego” i działa tak samo, jak osobliwość technologiczna?

Jedno jest pewne: dzięki temu mechanizmowi, zwykła akcja marketingowa polskiego studia gier, stała się globalnym szaleństwem, które byłoby niemożliwe do wygenerowania poprzez tradycyjne starania marketingowe. Jasne - to, że ktoś jest popularny i staje się swego rodzaju fenomenem, zdarzało się na długo przed Internetem. Od zawsze było tak, że nasza kultura inspirowała siebie samą i replikowała się, by ewoluować. Ale wraz z Internetem przyszła skala i „moc obliczeniowa” jakiej dotąd nie zaznaliśmy. Do tego już nie ma „artystów”, czy jakichkolwiek autorów, nawet jeśli ktoś współtworzy tą kulturę, to jedynie odtwarza znane już formaty. A sama decyzja o tym, co ma być nowym obowiązującym formatem, nie przypada jednej osobie ale całej grupie, takich „replikatorów”, którym uda się wylansować dany format, bez nadziei na uznanie, dla swojej pracy. Innymi słowy, jednostki są bez znaczenia w tym biologicznym roju, przypominającym komputer. A jak wiemy, odbiorców tej kultury przybywa, a więc i „moc obliczeniowa” rośnie proporcjonalnie. Jesteśmy oswojeni z tym, jakie konsekwencje może powodować osobliwość technologiczna. Co jednak z osobliwością kulturową, która powoli rozwija się w sieci? Czy Kultura Internetu stanie się kiedyś tą dominującą? Czy to, co obserwujemy teraz, to dopiero początki? Czy w przyszłości te zabawne fenomeny internetowe mogą dalej ewoluować w coś zupełnie dla nas nowego? Może fake newsy i usilne starania cenzurowania sieci zdławią ją w zarodku? A może, tak jak w „Matrixie” ,nasz twór w końcu przestanie nam służyć, a my staniemy się jego niewolnikami, czekając bezczynnie na swojego wybawcę, którego będzie grać kolejna odsłona Keanu Reevesa?

Jak zwykle nie mam pojęcia, co stać się może, jestem jednak pewien, że ten nowy świat i jego wszelakie osobliwości jeszcze nie raz zaprą dech w piersiach milionom ludzi.

Udanych wakacji i niech Wam słońce lekkim będzie!





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1

 
 
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 9 (wrzesień 2019)
Newsletter PTBRiO Nr 9 (wrzesień 2019)
 
 
 


zapiszsie

20 września 2019 roku był dniem pełnym wyczekiwania.

  • Jedni czekali na apokalipsę, na zmasowany atak setek tysięcy przez nikogo niekontrolowanych osób, obcej cywilizacji, której lokalna społeczność nie rozumiała i która budziła tylko więcej pytań i obaw.
  • Inni czekali na historię, na udokumentowanie czegoś, co miało potencjał, aby być wydarzeniem roku, którym mogliby wypełnić swoje portale i stacje telewizyjne na najbliższe dni.
  • Jednak dla zdecydowanie największej grupy – 20 września był dniem długo wyczekiwanej… puenty.
Wszystko zaczęło się od jednego wydarzenia na Facebooku o wdzięcznej nazwie „Storm Area 51 They Can't Stop All Of Us!!!” Koncept był prosty – internauci stwierdzili, że jeżeli zbierze się wystarczająco dużo osób pod tajną bazą wojskową w Newadzie, to wojsko nie da rady powstrzymać wszystkich przed dostaniem się do ośrodka i poznaniem skrywanych tam sekretów, statków kosmicznych i odpowiedzi na pytanie o sens życia, które, wg. popkultury i zwolenników teorii spiskowych, znajdują się wewnątrz.

I tutaj, moi drodzy, musimy (jak ludzie dorośli) zatrzymać się na chwilę, wziąć głęboki oddech i jasno powiedzieć, co powiedzieć trzeba – koncept tego wydarzenia był absolutnie idiotyczny i należało go traktować jako żart.

Ale mamy rok 2019 i żarty już nie do końca są tylko żartami – a ja dziś postaram się Wam wytłumaczyć, dlaczego to jedno wydarzenie może nauczyć nas bardzo dużo o współczesnych społeczeństwach i nowych pokoleniach. Wracamy bowiem po przerwie wakacyjnej i tak jak 4 miliony osób, które zadeklarowały chęć wzięcia udziału w opisywanym wydarzeniu – będziemy szturmować rzeczywistość – najpierw tę od PTBRIO.


 
 

#1 Archetyp postaci Badacza

 
 

Wystartował plebiscyt na archetypy badacza. Innymi słowy, macie niespotykaną możliwość wybrania Weberowskich „typów idealnych”, tylko w wersji mikro. PTBRiO przygotowało dla Was 6 różnych kategorii:

Ekspert / Bohater / Odkrywca / Artysta / Mentor / Strażnik

Legenda głosi, że jeśli wybierzemy już ludzkich Avatarów tych postaci, to ich połączona moc przywoła z powrotem Kapitana Planetę, który pomoże nam w walce z kryzysem klimatycznym!

No dobra, może to powyżej to jednak moja radosna twórczość, ale z całą powagą polecam na te barwne postaci głosować, bo przydadzą nam się w życiu jakieś autorytety, a sami zwycięzcy dostaną statuetki (a przyznajcie się – każde z nas chce mieć jakąś statuetkę!).

Do informacji o Archetypach PTBRiO przysłało mi też poniższy, tajemniczy komunikat: „Zarząd przygotowuje kolejne niespodzianki” - nie wiem jak Wy, ale ja się trochę boję tego zdania :/

 

 
 

 
 

#2 Kongres Badaczy

 
 

Ćwierćwiecze PTBRiO to nie tylko prestiż, lans i sława z wygrania w plebiscycie Archetypów, to też jubileuszowy Kongres Badawczy! A ten Kongres będzie zaiste jubileuszowy, bo będzie dużo niespodzianek i dużo wiedzy. Imprezę otwiera nie kto inny jak Hannah Fry, czyli taki damski odpowiednik Elona Muska. Będzie nam opowiadać o algorytmach i o tym, jak niebawem zawładną naszą planetą i zrobią z nas niewolników nowego, bardziej ogarniętego ładu społecznego (No chyba, że wcześniej czy później przestaniemy się przejmować lokalnymi politycznymi „popierdółkami”, i weźmiemy się na poważnie za nasze prawa cyfrowe).

Więcej się rozpisywać nie będę, bo Kongres to impreza znana raczej wszystkim to i wszyscy wiecie czego się spodziewać, jednak szykujcie się też na nowości i więcej niespodzianek, bo to jednak 25-lecie jest!

P.S. Nieskromnie też powiem, że razem z jakże utalentowanym Michałem Zajdlem wystąpimy na jednej z tegorocznych sesji – ale nie powiem na jakiej, żebyście sami musieli poszukać i przez to zaangażowali się na tyle, by przyjść na prelekcje. Ot, taki ze mnie utalentowany sprzedawca!

 

 

 
 

 
 

#3 Facylitacja

 
 

„PTBRiO wspiera komunikacyjnie tydzień facylitacji” – taką notkę mam pod tym newsem wiec pozwólcie, że pomogę tym z Was, którzy zaraz zaczną googlować, czym jest „facylitacja”.

Otóż jest to: „PROCES, w którym osoba określana jako FACYLITATOR, neutralna i nieposiadająca uprawnień do podejmowania decyzji odnośnie merytoryki spotkania, zwiększa efektywność pracy grupy w realizacji zamierzonych celów, w skomplikowanych sytuacjach Niepewności i przy złożonych problemach, stosując interwencje w pracy grupy,(…)”

…lub jeśli ktoś z Was woli wersję bardziej czytelną: facylitator to ta osoba, która jest na tyle odważna, aby przerwać trwający 30 minut wywód prezesa na spotkaniu i wrócić do meritum sprawy, jakim zazwyczaj jest wtedy ustalenie kolejnego terminu spotkania.

Jeśli chcecie poznać tych odważnych śmiałków, to zapraszam miedzy 7 a 13 października we Wszechnicy UJ albo do innego z pięciu aż miast, które zaangażowały się w imprezę. Więcej info w tym linku

 
 

 
 

#4 Praca

 
 

IPSOS, GFK, s360, Insight Lab, Kantar, Norstat – te firmy szukają w tym miesiącu rąk, oczu i mózgów do pracy. Jeśli Wasze mózgi by chciały, to tutaj niech sobie popatrzą na szczegóły

 
 

 
 

#5 Szkolenia

 
 
 
 
Blok informacyjny zamykamy szkoleniami

osobiście wybrałbym się na „R dla badaczy” które prowadzi Marek Młodożeniec, zrobiłbym to z paru powodów:

1: Jak tytuł pokazuje – R nie jest tylko programem dla badaczy, więc wiedza o nim ma charakter uniwersalny (czytaj: pomaga uciec z branży*).

2: R ma wiele przewag nad SPSSem, w tym bogactwo różnych wtyczek, które pokażą Wam, że świat to więcej niż tabele krzyżowe i analizy częstości.

3: Dzięki R możecie liznąć trochę programowania, a to się przyda jak już te algorytmy zaczną przejmować nasze konta bankowe i wolności osobiste – może ktoś z Was będzie mógł wtedy dołączyć do rebelii i walczyć o przyszłość człowieczeństwa (czytaj: znowu R pomaga uciec z branży).

 
 
jeśli Wy też chcecie wybrać szkolenie dla siebie, skorzystajcie z tego linku
 
 

 
 

Tyle jeśli chodzi o newsy, wróćmy więc do naszego najazdu na strefę 51.

Wydarzenie na Facebooku szybko staje się viralem – setki tysięcy osób planują wziąć w nim udział. Jak to bywa w takich sytuacjach, sam koncept też zaczyna się rozrastać pod wpływem kreatywności nowych uczestników. Po jakimś czasie to już nie grupa osób, ale kognitywny twór, który nazywa sam siebie „internetem”, zaczyna rozpisywać kolejne części wydarzenia.

Na pierwszy ogień bazę wojskową zaatakują fani anime biegnąc w stylu „Naruto run” (czyli w posturze pochylonej do przodu i z rękoma odgiętymi do tyłu). Z lewej flanki mają nadciągać Kyle, czyli życiowi nieudacznicy siedzący przed komputerem i nieposiadający dziewczyn. Całość zjawiska staje się powoli jednym wielkim memem internetowym. Liczba uczestników sięga już milionów.

Tematem zaczynają interesować się amerykańskie media. Wszystkie stacje mają już gotowe materiały do telewizji śniadaniowych i głównych wydań wiadomości (z nieznanych mi przyczyn to jedyne miejsca w TV, gdzie poważni dziennikarze próbują dekodować Internet).

Data wydarzenia zbliża się wielkimi krokami, wojsko USA wydaje oficjalne oświadczenia przypominając, że ich w sumie te memy nie śmieszą i mają tam broń ostrą oraz prawne zezwolenia na jej użycie. Pojawiają się wywiady z przestraszonymi mieszkańcami pobliskich miast, nikt nie jest gotowy na przypływ choć 1% osób deklarujących udział w wydarzeniu. Nikt nie jest też w stanie przewidzieć ile osób tak naprawdę zjawi się na miejscu.

Dwa dni przed wydarzeniem w okolicy strefy 51 zostaje zatrzymanych dwóch nastolatków z Belgii, którzy przyjechali wcześniej. Trafiają do więzienia na 48 godzin po czym zostają odesłani od ojczyzny. Coraz mniej osób widzi w wydarzeniu powód do śmiechu.

I tak docieramy do „godziny zero” – 20 września 2019. Przy strefie 51 pojawia się… raptem 100 osób. Większość poprzebierana w kostiumy kosmitów, odpalają muzykę i tańczą przez chwilę w asyście wojskowych pilnujących wejścia do bazy. Po paru godzinach imprezy robią sobie zdjęcia ze strażnikami i wszyscy jadą do domu. W całej Newadzie powstaje parę mniej lub bardziej spontanicznych imprez, ale „nic o czym można by było pisać do domu”. Innymi słowy, całe wydarzenie okazało się jednym wielkim niewypałem.

Ale nie dla Internetu.

Na forach internetowych, agregatorach memów (coś jak nasz Kwejk) i wszystkich social mediach wydarzenie jest na pierwszym miejscu. Przekaz jest jasny: „udało się, na co nabierzemy pokolenie X następnym razem?”.

Całe opisywane tutaj zjawisko było tak naprawdę jednym wielkim trollingiem pokolenia X przez pokolenie Z. Nie ma dla Internetu nic bardziej zabawnego, niż wizja spotkania sztabu wojskowego, na którym ktoś musi tłumaczyć wysokiemu rangą generałowi czym jest „Naruto run”. Nie ma też nic bardziej zabawnego niż oglądanie wiadomości, w których dziennikarze z niedowierzaniem i nieudolnością próbują opowiadać o nowym i dziwnym dla nich internetowym fenomenie. I oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to idealny przykład tego, jak dzisiejsza młodzież nie ma w życiu żadnych ideałów czy wartości i zajmuje się tylko głupimi żartami. I w pełni rozumiem ten tok myślenia, choć pozwolę sobie jeszcze zadać pytanie: A co jeśli to nie kwestia wartości, a języka?

Tydzień po zdarzeniach w strefie 51 mieliśmy okazje obserwować inne wydarzenie – młodzieżowy strajk klimatyczny. Na ulice wyszły tysiące młodych, by wyrazić swój sprzeciw wobec kryzysu klimatycznego. Mogę się jednak założyć, że to, co pamiętacie z tego wydarzenia najlepiej, to wcale nie postulaty młodych „zdenerwowanych” (to jest ten moment, gdzie autor uczy się ufać czytelnikowi kochani – dobrze wszyscy wiecie, że nie chciałem napisać tu słowa „zdenerwowanych” chciałem napisać inne słowo, i wszyscy dobrze wiecie jakie) ale ich transparenty. Śmieszne obrazki, memy, i żartobliwe slogany obiegły Internet i telewizje równie szybko, jak miało to miejsce w przypadku ataku na amerykańską bazę wojskową.

To, co te zdarzenia mają ze sobą wspólnego to fakt, że ich uczestnikami były osoby młode, które świat dorosłych traktują trochę jak plastelinę, z której lepią swoje własne historie, przekazy i poczucie przynależności. To odwieczna dyskusja między pokoleniami, w której młodzież ma zazwyczaj do powiedzenia zawsze to samo: „My to rozumiemy – wy nie”.

O ile jednak „za moich czasów” dyskusja taka opierała się na paru nowych słowach, znajomości języka gier wideo i może umiejętności wymienienia nazw wszystkich 150 oryginalnych Pokemonów z pamięci, tak teraz, te same mechanizmy zaczynają jednak funkcjonować na zupełnie innej skali. Czy tego chcemy czy nie, strefa 51 stała się jednak miejscem spotkań z obcą cywilizacją, jednak nie pochodziła ona z innej planety, a raczej z innej rzeczywistości, jaką stał się dla młodych ludzi Internet. Na pierwszy rzut oka takie zjawiska nie mówią nic pozytywnego o nowych pokoleniach, bo – nie oszukujmy się – pokazują je raczej jako bandę oderwanych od rzeczywistości trolli, którzy za nic mają powagę prawdziwego życia. Ale jeśli zaczniemy te zjawiska dekodować, znając podstawy języka młodych, wtedy widać, że Internet zamienia się dla nich w nową wersję wieży Babel, wewnątrz której mogą wyrażać siebie w swobodny sposób. Co powoli skłania (przynajmniej mnie) do wniosku, że może dzisiejsza rzeczywistość nie zamyka się już tylko w „prawdziwym świecie” i to my powoli jesteśmy od niej coraz bardziej oderwani?

A jeśli myślicie, że to wszystko jest dla Was zbyt mocno pokręcone i dziwnie, to dajce sobie jeszcze z 10 lat. Bo ja już teraz stawiam piwo komukolwiek, kto potrafi sobie wyobrazić co się stanie, kiedy Internetem zawładnie „pokolenie Alfa”.





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1

 

 

 

 

 

 
archetypy logo

Zaloguj się do swojego profilu aby głosować na kandydatów do Nagród 25-lecia PTBRiO

W głosowaniu mogą brać udział tylko członkowie Towarzystwa.

 
booma
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 10 (grudzień 2019)
Newsletter PTBRiO Nr 9 (wrzesień 2019)
 
 
 


zapiszsie

50 twarzy boomera.

Istnieje takie specyficzne uczucie, gdzieś w odmętach klatki piersiowej, kiedy zdajemy sobie sprawę, że ktoś traktuje nas w sposób protekcjonalny. Nie jest to uczucie szczególnie przyjemne, tym bardziej, jeśli akurat dzieje się to w sytuacji, na którą jesteśmy szczególnie wrażliwi, bo komentuje się nasze poglądy, sposób bycia czy wartości, które są nam bliskie.

No dobra, właściwie jest to uczucie wybitnie paskudne i uwalniające gigantyczne pokłady frustracji wynikającej jednocześnie z niezrozumienia i z niesprawiedliwości, które możemy odczuwać. Aż chciało by się znaleźć jakiś katalizator dla tych negatywnych uczuć, jakiś wentyl, przez który moglibyśmy wybuchnąć w twarz naszym nieczułym rozmówcom i raz na zawsze powiedzieć „siedź cicho bucu, bo nie wiesz o czym mówisz”.

Dziś porozmawiamy sobie o właśnie takim wentylu bezpieczeństwa, który w ciągu ostatnich dwóch miesięcy podbił dyskurs internetowy na całym świecie i spowodował powołanie do życia masy artykułów oraz case’ów, nad którymi mogą się teraz pastwić niedzielni autorzy branżowych newsletterów. Czas zagłębić się w hasło „Ok boomer” i w to, jakie role przypisało sobie przez ostatnie tygodnie.

W wersji bardzo uproszczonej – „Ok boomer” to najnowsze modne określenie, którego używają zarówno „Zetki” (teraz nazywający siebie samych „Zoomers”) jak i niektórzy przedstawiciele pokolenia Millenialsów (którzy już się nie nazywają w żaden sposób, bo są zajęci pracą i dziećmi). To coś w rodzaju odwróconej wersji naszego (brzydkiego) zwyczaju mówienia do kogoś per „dziecko”, czyli zwrotu protekcjonalnie traktującego nieskąpaną w oceanie życia młodzież. „Ok boomer” używa się więc jako zwrotu skierowanego do osób starszych, którym chcemy odpłacić pięknym za nadobne.

I to naprawdę jest wersja uproszczona wyjaśnienia, bo za tym pojęciem oczywiście kryje się wiele znaczeń i wartości. Pozwólcie więc, że po raz kolejny poszperamy trochę w umysłach butnej młodzieży, tuż po wspaniałych ogłoszeniach od PTBRiO.


 
 

#1 Kwestionariusz jako lek na całe zło

 
 

Co roku setki kwestionariuszy przechodzą męczarnie, cierpiąc na chroniczne schorzenia, takie jak zbyt długa kafeteria, nielogicznie brzmiące pytania, nieakceptowalna długość wywiadu czy tendencyjność. Jednak za każdym biednym i popsutym „kwestem” stoi jego matka/ojciec, w postaci badacza, który zazwyczaj przez brak uwagi, pozwala swojemu potomstwu badawczemu wyrosnąć na nastolatka z problemami.

My w PTBRiO troszczymy się o każdy kwestionariusz i chcemy by ich przyszłość wyglądała lepiej. Dlatego właśnie Tomek Dulinicz jest gotów spędzić z Wami 8 bitych godzin szkoleniowych, by pokazać jak wychować sobie kwestionariusz i pomóc mu wyrosnąć na zdrowe i szczęśliwe narzędzia badawcze.

Jeśli i Wam losy „kwestów” nie są obojętne, to powiedzcie to Tomkowi w twarz, po zapisaniu się na jego szkolenie

 

 
 

 
 

#2 K jak Trendy

 
 

Z przyjemnością informuje, że ruszyła kolejna edycja projektu, który stara się ogarnąć jakoś tę naszą rzeczywistość i destylować ją do postaci ładnie opisanych i mądrych trendów.

K20 otwiera swoje bramy przed głodnymi insajtów badaczami i zaprasza do współpracy, w ramach jednego z 7 obszarów tematycznych. A jeśli nie lubicie ściskać się w sztywnych strukturach, to możecie pokusić się o dodanie tematu własnego, nad którym chcecie pracować, i który chcecie rozwijać. Innymi słowy raj dla ludzi ciekawych świata! A więc dzielni „trendhunterzy” ubierzcie zbroje swojego doświadczenia, wypolerujcie miecz ciekawości i idźcie siekać ten świat na kawałki zdatne do strawienia, zaczynając od rejestracji

 
 

 
 

3# Archetypy

 
 

Kolektyw intelektualny w postaci branży badawczej wybrał swoich przedstawicieli sześciu archetypów badawczych. Agato, Arku, Anno, Marku, Mateuszu i Michale - Serdeczne gratulacje dla Was, za to, że natchnęliście tyle osób do głosowania i za Wasz wkład w naszą branżę!

Tym z Was, którzy chcieliby zobaczyć, do którego archetypu Wam najbliżej, polecam krótki quiz, który dzięki skomplikowanym algorytmom segmentacyjnym oraz wiedzy na temat reinkarnacji i Waszego gustu serialowego, powie Wam kim naprawdę jesteście.

Mi, dla przykładu wyszło, że jestem „Odkrywcą” i - jak twierdzi sam quiz - ”Zdaje się, że to Ty jesteś Bronisławem Malinowskim naszych czasów.” Muszę przyznać, że to bardzo motywujące i przybliża mnie tylko do napisania mojego magnum opus - „Życie seksualne inceli” <3

Informacji o laureatach Archetypów PTBRiO możecie poszukać tu A jeśli sami chcecie sprawdzić swój archetyp, to odwiedźcie tę stronę

 
 

 
 

#4 Rocznik

 
 

Jeśli coś rzeczywiście „sprzedało się” dobrze na tegorocznym Kongresie Badawczym, to był to najnowszy „Rocznik”. Dumnie donoszę, że łącznie wrzuciliście do przeróżnych social mediów ok. 1,346,234 zdjęć okładek z Waszymi twarzami w roli głównej!

I nie żebym Was szczególnie oceniał, ja też zachowałem się próżnie i przy okazji jednego spotkania towarzyskiego zostawiłem swój egzemplarz na widoku. wiecie, tak żeby niby nie rzucał się w oczy, ale żeby też broń boże ktoś go nie przegapił. Niech wiedzą, że powodzi się w życiu i że nie jestem jakimś tam zwykłym śmiertelnikiem, a „człowiekiem z okładki”.

Mimo wszystko mam nadzieje, że chociaż część z Was zainteresowała się nie tylko okładką, ale też zawartością najnowszego numeru „Rocznika”, bo jest co czytać i czyta to się całkiem miło. A jeśli nie możecie przestać patrzyć się na swoje twarze i szkoda Wam kartkować pierwszej strony, to zawsze możecie zamówić numer w wersji „anonymous” stąd

 
 
 
 
 

#5 Święta

Pisanie życzeń świątecznych to rzecz straszna. Ale my jesteśmy z sobą już długo, bo to 10. wydanie newsletteru i mam jakieś takie poczucie, że mogę Wam jednak zaufać. Wiecie przecież, że życzę Wam wszystkiego co najlepsze, prawda?

 
 

A teraz, skoro mamy to wszystko za sobą, to możemy popatrzyć wreszcie w przyszłość i zapytać „dlaczego zwraca się ona do nas bez szacunku?”

Jednym z głównych powodów rozrostu popularności powiedzenia „ok bommer” jest polityka. Zaczęło się od Nowej Zelandii, gdzie przy okazji omawiania ustawy związanej z ograniczeniem emisji węgla w kraju, młoda działaczka partii zielonych Chlöe Swarbrick wygłaszała swoje przemówienie o nieudolności rządu w powstrzymaniu nieubłagalnie nadchodzącego kryzysu klimatycznego. Chlöe spotyka się oczywiście z protekcjonalnymi tekstami z sali - bo jest kobietą, bo jest młoda, bo mówi o rzeczach mało wygodnych i takich, które nie sprzedają się najlepiej w kampaniach politycznych. Chlöe na szczęście ma to wszystko głęboko w poważaniu i bez mrugnięcia okiem, bez chwili zawahania, i jakby od niechcenia, patrzy przez chwile w salę, a potem wygłasza ikoniczne już „Ok boomer”.

U nas politycy też nie śpią, szczególnie partia Razem, która jak na hipstera parlamentu przystało, z chęcią przejmuje wszelakie trendy z zagranicy. Okazja była też dobra, po tuż po sławnym „kontrexpose” Adriana Zandberga wylała się oczywiście fala zachwytu i hejtu, którą skomentował nie kto inny, jak Tomasz Lis, pisząc na Twitterze, że „lubi takie pięciominutowe zachwyty”. Sztab Social Media partii razem był jednak czujny i bezlitosny, adekwatnie odpowiadając dziennikarzowi, domyślacie się, jak?

„Ok boomer” nie ma na celu być jedynie obroną przed protekcjonalizmem, w tym jednym zwrocie młode pokolenia upchały całą krytykę wobec postaw i wartości swoich poprzedników- szczególnie postaw i wartości politycznych. Prym wiedzie tu oczywiście gotowość na przyjęcie na klatę zmian klimatu, wobec których współcześni politycy mają dość spójną strategie, którą idealnie opisuje ten obrazek:

Ale problemem jest też kurczowe trzymanie się krzeseł przez obecny establishment, który radzi sobie coraz mniej z coraz bardziej skomplikowanym światem (próbował ktoś oglądać przesłuchania MarKa Zuckerberga przez amerykańskich polityków, którzy nie wiedzieli nawet na czym polega model biznesowy Facebooka? Nie da się, jeśli komuś zdrowie psychiczne miłe :/). Są też problemy ekonomiczne, jak np. fakt, że statystyczny millennials, mieszkający w USA, zarabia o 20% mniej, niż przedstawiciel pokolenia baby boomers zarabiał w jego wieku.

„OK boomer” nie ogranicza się tylko do polityki, ale idzie jeszcze dalej, pozycjonując się też jako swego rodzaju krytyka współczesnych mediów. Pamiętacie jak parę lat temu mieliśmy trend hejtowania millennialsów i wylewania na nich pomyj, przy każdej lepszej okazji? A że leniwi, że roszczeniowi, że to dzieci udające dorosłych i najprawdopodobniej jedzą koty i modlą się do fałszywych bogów? No więc podobne narracje oczywiście zaczęły pojawiać się w kontekście „Zoomersów”, jednak Ci nie są wcale tacy cisi i grzeczni jak moje pokolenie.

I tak „Ok boomer” nabrało też znaczenia, które można porównać do naszego rodzimego „w kółko to somo”, ale wypowiadanego baaardzo znudzonym głosem i przy srogim obrocie gałek ocznych o 180 stopni w górę.

Według zwolenników tego powiedzenia, dyskurs „mediów tradycyjnych” w kontekście pokoleń jest przewidywalny. Z jednej strony mamy krytykę Millenialsów i Zetek, którzy cierpią na kompleks Piotrusia Pana, nie chcą dorosnąć i tylko te śmieszki w Internetach oglądają. Z drugiej strony, to też pokolenia nazbyt wrażliwe, bo wszyscy mają nagle depresję, bo się przejmują tak tym całym światem, zamiast wziąć się do roboty po prostu. Trudno się w tym wszystkim połapać, to jednak deprecha czy dziecinność? Wydaje się, że to co media chcą nam w ten sposób powiedzieć, to to, że zamiast rzeczywistych wartości i ideałów, bardziej liczą się dla nich impresje i clickbait. „Ok boomer” ma więc pokazywać zmęczenie tym systemem i jego odgrzewanymi w kółko pretensjami, które działają trochę jak filmy o „Rambo”- z każdą iteracją upokarzając się coraz bardziej.

Schodząc na ostatni już poziom incepcji znaczeniowej powiedzenia „Ok boomer” możemy wyciągnąć z niego coś jeszcze: swego rodzaju odpowiedź na odwieczne pytanie: „co z tą dzisiejszą młodzieżą?” Powiedzmy sobie szczerze, Zetki i Millenialsi na serio są dziwni. Prawda jest taka, że mają w sobie tyle pasji, co depresji i oba te bieguny uzewnętrzniają się, w najdziwniejszy sposób, poprzez niezliczone memy, internetowe trendy i abstrakcyjny humor. „Ok boomer” jest kolejną ofiarą tego systemu, powiedzeniem, w które upchano tyle ciężkich znaczeń, że wytworzyło swoje własne pole grawitacyjne. Jednak skoro dla jego użytkowników znaczy ono tak wiele, tak różnych rzeczy, to czy naprawdę powinniśmy traktować je jako koleją modę? Może to po prostu nowy przejaw nieskoordynowanego poczucia chęci walki z jakimś systemem, jakaś chęć zmiany, ale bez konkretnego kierunku i celu?

Skoro w młodych siła krytyki jest tak duża, to jaki „Zeitgeist” legitymizuje im tak dużą chęć zmian? Oczywiście sami zainteresowani Wam najpewniej nie odpowiedzą wprost na takie pytanie, ale na szczęście mamy też miejsca, gdzie zazwyczaj można się zgłosić po ostatnie wydanie „ducha epoki” - do artystów i filozofów. Wiecie np. że dla coraz większej liczby jednych i drugich nie żyjemy już w postmodernizmie a metamodernizmie?

O ile modernizm cenił sobie wielkie idee i podniosłe wartości, a postmodernizm powiedział, że modernizm „to był głupi i teraz to tylko Fukuyama, nihilizm, abstrakcja i ironia”, o tyle metamodernizm stara się pogodzić te dwa światy. Metamodernizm to próba powrotu do dużych idei, ale bez patosu dodawanego trochę na siłę i psującego obraz całości. To sposób wyrażania tych wielkich rzeczy, ale za pomocą mechanizmów, których nauczył nas postmodernizm. Dalej mamy więc pełno abstrakcji i sarkazmu, ale podszytego rzeczami w które ludzie naprawdę wierzą. Można więc powiedzieć, że pod tą myślą chce się podpisać też trochę nasze „Ok boomer” – bo to prawda, że jest to powiedzenie niegrzeczne i w zasadzie dziecinne, ale to wcale nie znaczy, że nie kryje ono w sobie, całkiem dojrzałej krytyki współczesności.





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1