fbpx
 
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 951.
 
header13
head13
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 14 (październik 2020)
header13
zapytajnik14
Newsletter PTBRiO Nr 14 (październik 2020)
 
 
 


zapiszsie

Co chce odwołać Cancel Culture?

Stres to dość niezręczne uczucie. Nie chodzi tu o dyskomfort psychiczny czy czasami nawet fizyczne dolegliwości, jakie może on za sobą nieść. Najbardziej niezręczną częścią bycia zestresowanym jest ta wyczuwalna otoczka społecznego traktowania tego stanu, jako czegoś w rodzaju zacięcia przy goleniu. Nie mamy w zwyczaju rozmawiać o stresie z tego samego powodu, dla którego nie rozmawiamy np. o zapaleniu pęcherza - z jednej strony wiemy, że to dość powszechna, dolegliwość, ale z drugiej też bardzo intymna. Jednak mamy 2020 rok i zarządzanie sobą w stresie staje się nieprzyjemną koniecznością, z którą wszyscy musimy się zmagać.

Nie ma się zresztą co dziwić takiej sytuacji – wszyscy mamy ostatnio bardzo dużo na głowie. Jest ta cała pandemia, która osiadła nam już ładnie na sercu, zamieszkała z nami w domach i nawet pozwala już nam do siebie mówić na „ty”. Są spory polityczne i ekonomiczne, które można nazwać „sporami” tylko dlatego, że słowo „kryzys” zostało ostatnimi czasy bardziej wyeksploatowane niż Ewelina Lisowska w reklamach Media Expert. No i jest też coraz ładniej opisywana przez media perspektywa kompletnego załamania klimatu, która zaczyna powoli przypominać zwiastuny kolejnych części „Avengersów” z tą różnicą, że Robert Downey Junior nam w tym wypadku dużo nie pomoże.

Ze stresem, jaki wywołuje powyższy akapit można radzić sobie na milion sposobów. Ostatnimi czasy, coraz popularniejsze stają się aplikacje do medytacji i ćwiczenia yogi. Ogromną popularnością cieszy się też specjalny gatunek muzyczny – LoFi Hip Hop, który ma niwelować stres i uspokajać słuchacza (osobiście nie jestem już w stanie pracować bez pewnej animowanej dziewczynki uczącej się w tle). Jednak jest też inny, coraz powszechniejszy, sposób na odreagowanie stresu – Canceling czyli anulowanie. I nie chodzi tu o jakąś duchową metodykę anulowania stresu, a anulowania innych ludzi, szczególnie osób publicznych. Tak jest, drogie koleżanki i koledzy – tym razem odpowiemy sobie na jedno z modniejszych ostatnio pytań – co chce tak naprawdę anulować „Cancel Culture”? (oczywiście po przerwie, bo najpierw musimy się jeszcze postarać by ten newsletter wyglądał jeszcze trochę jak newsletter – czyli dodać newsy).


 
 

 
 

#1 Kongres badawczy znowu za rogiem

 
 

Słuchajcie, Wy wiecie, że idzie Kongres, ja wiem, że idzie Kongres. Pisaliśmy też miesiąc temu, że idzie Kongres. Nie będę Was więc znowu zamęczał tą samą dawką informacji (mimo, że takie info było w notce z newsami), za to w ramach rekompensaty napisałem mały wierszyk (nie twierdzę, że dobry).

Jesienne liście mkną przez wiatr
Ubierz kurtkę, bo zmarzniesz do kości
Mądrych ludzi na scenę zaprosić czas
Niechaj rozpoczną „oswajanie niepewności”

więcej informacji
 
 

 
 

#2 Fridays with Ania Karczmarczuk

 
 

karczmarczukNasza nowa pani Prezes Ania Kaczmarczuk rozpoczęła bardzo zacną i okrutnie wręcz potrzebną tradycje piątkowych sesji słuchania ludzi. Wygląda to mniej więcej tak: kiedy coś Wam się nie podoba w naszym Towarzystwie, to zamiast pisać złośliwe komcie na fejsie, ubieracie spodnie i idziecie powiedzieć to Ani w twarz. Można oczywiście też zgłaszać fajne pomysły, ciekawe inicjatywy czy nowe kierunki rozwoju dla PTBRiO. Innymi słowy taka mała sesja burzy mózgów dostępna w każdy piątek, między 10-12 na Szarotki. Serdecznie więc zapraszamy zarówno wizjonerów jak i hejterów na małą czarną i kawałek ciastka. Ani życzę natomiast z całego serca dużo cierpliwości i wytrwałości w pomyśle, bo jest to naprawdę bardzo fajna i porządna inicjatywa.

 
 

 
 

#3 Nowi

 
 

Nasze szeregi zasilili nowi rekruci, którzy od dziś będą z nami ramię w ramię walczyć o porządną wiedzę i ugruntowane w danych wnioski dla nas i przyszłych pokoleń. Powitajmy więc:

Avatar

Izabelę Jakubowską
z Capgemini

Avatar

Kamilę Stępowską
z J.S. Hamilton Poland

Avatar

Bartłomieja Brzoskowskiego
z Kamikaze

 

#4 Jak budować markę własną na LinkedIn – szkolenie dla członków PTBRiO

 
 

Brakuje Ci czasu/motywacji/ know-how, aby pokazać światu Twoje zawodowe (i nie tylko) dokonania? Myślisz, że LinkedIn nie jest dla Ciebie? Robert Zydel i Kamil Sokołowski spieszą z odsieczą i już 4 listopada o godz. 18 zapraszają Cię na bezpłatne szkolenie Podstawy budowania marki osobistej na LinkedIn.

Tylko dla członków PTBRiO. Liczba miejsc jest mocno ograniczana i decyduje kolejność zgłoszeń.

Szczegóły i rejestracja

 
 


Rozgośćcie się proszę, zdejmijcie buty, usiądźcie wygodnie i odetchnijcie z ulgą - to już koniec newsów, więc wracamy do tematu „cancelowania” ludzi i marek.

Po wpisaniu w Google „Cancel Culture” szybko dowiecie się, że jest to „praktyka wycofywania wsparcia (anulowania) dla osób publicznych i marek, po tym jak te zrobiły lub powiedziały coś, co powszechnie uważane jest za niewłaściwe lub obraźliwe”. Dość łatwo chyba dostrzec, że ta definicja ma poważne problemy z krytyką, szczególnie w kontekście założenia, że wszyscy mamy spójną wizję rzeczy „powszechnie uważanych za obraźliwe”. Nie będziemy się tu jednak pastwić nad słownikiem, ale jak zawsze postaramy skupić się na członkach tego specyficznego ruchu społecznego (tak, członkowie CC często sami siebie tak określają).

Cała rzecz skupia się wokół sprawiedliwości. Widzicie, u podstaw „Cancel Culture” leży przekonanie, że to fani powinni decydować o tym, czy dana osoba publiczna powinna dalej pozostać osobą publiczną po dokonaniu jakiegoś przewinienia. Poprzez „przewinienie” mam tu na myśli bardzo bogate spektrum „złoczyństwa” - od bardzo poważnych i karalnych zbrodni, jakich dokonał Harvey Weinstein, aż do obciachowego zachowania Filipa Chajzera w telewizji śniadaniowej. Grunt to poczucie niesprawiedliwości, związane z empatią wobec ofiary danego oprawcy. Jeśli ktoś zachował się nie ok i nie jest w stanie dostrzec swojej winy, to powinniśmy go „anulować”, przestać go obserwować i odebrać mu jedyną prawdziwą władzę, jaką ma w dzisiejszych czasach – zasięg. Dla wielu to jednak za mało, ważna jest też aktywna krucjata przeciwko nowo odnalezionemu wrogowi, która pomoże innym dostrzec jego przewinienia i doszczętnie pozbawi go cennych wyświetleń czy odsłon. Właśnie przez takich nadgorliwców reputacja CC cierpi najmocniej, bo nie tylko media tradycyjne ale i sami internauci widzą w tym zjawisku zdecydowanie za dużo niekontrolowanego gniewu i pochopnych osądów.

I nie zrozumcie mnie proszę źle – rozumiem, że mieliśmy już do czynienia z publicznym wykreślaniem osób publicznych za ich niegodziwość. Od muzycznej detronizacji księcia popu, aż po krwawe detronizacje prawdziwych monarchów z całego przekroju naszej historii – sprawiedliwość społeczną (a raczej sprawiedliwość tłumu) mamy wpisaną w geny mocniej niż pies potrzebę biegania za rzuconymi patykami. Chcemy, aby świat, w którym żyjemy, można było nazwać sprawiedliwym, a im więcej niesprawiedliwości w naszym otoczeniu widzimy, tym mamy większą wewnętrzną potrzebę odwetu, potrzebę wzięcia sprawy w swoje ręce i pokazania, że dalej potrafimy odróżnić dobro od zła.

I to oczywiście bardzo dobrze, że mamy takie ciągotki do bycia „Anną Marią Wesołowską” świata; dzięki temu jakoś to wszystko do tej pory działało i mogliśmy żyć w ciepłym przekonaniu, że tam gdzie dzieje się niegodziwość, wcześniej czy później znajdzie się też rozwścieczony tłum z pochodniami i szerokim asortymentem ostrych narzędzi rolniczych. Jednak w przypadku omawianego zjawiska „kultury anulowania”, całą rzecz tradycyjnie już zakrzywia soczewka jego kanału aktywności – czyli Internet.

Jeśli zamkniecie ze sobą 10 osób w jednym pokoju, to statystycznie rzecz biorąc okaże się, że będąc częścią grupy, większość z nich będzie bardzo zgodna i skłonna do ustępstw w wielu sprawach. Takie już z nas fajne ziomki, że potrafimy się ze sobą dogadać. Pomogło nam to w takim samym stopniu polować na mamuty, jak i wyruszyć na Księżyc. Jednak jeśli innej osoby nie ma fizycznie obok nas, sprawy mają się zgoła inaczej. Lubimy być podzieleni online, lubimy mieć poczucie, że stoimy w opozycji do czegoś, bo to uczucie daje nam „tę drugą stronę”, na którą możemy projektować dowoli całe zło tego świata. Ostatecznie to tylko słowa na ekranie, jednak coraz więcej słyszymy o hejcie i cyfrowych linczach, które potrafią być równie niebezpieczne, jak przechadzka po krakowskiej Nowej Hucie z koszulką „Legia mistrzem Polski”.

Do tego dochodzi jeszcze nieprzyjemne zakrzywienie czasu, jakie funkcjonuje w cyberprzestrzeni. „Ty” w świecie online nie występuje jedynie „tu i teraz”, tak jak nas do tego przygotowała mama natura – to cała historia tego, co powiedzieliśmy, co zrobiliśmy i za jakimi wartościami byliśmy, od ostatnich (+/-) 15 lat. Niech pierwszy rzuci dislajkiem ten, kto na Facebooku nie udostępnił kiedyś czegoś głupiego, wyraził opinię, której już dawno żałuje albo popisał się poczuciem humoru, które z czasem sam uznał za obraźliwe. Zostaliśmy zaprogramowani, by uczyć się na własnych błędach, jednak nie jesteśmy w stanie brać pełnej odpowiedzialności za całą naszą zakatalogowaną przeszłość (a to właśnie bardzo często jest celem szukających sprawiedliwości internetowych bojowników) – inaczej nikt z nas nie wychodziłby z domu nawet bez pandemii.

Dziś można zostać anulowanym za naprawdę bardzo, bardzo dużo rzeczy. Obok prawdziwych niegodziwców i szarlatanów mamy też sporo „anulantów”, którym za popełnione przewinienie dostało się nieproporcjonalnie mocno. Mieliśmy też ostatnimi czasy coraz więcej przypadków planowanych anulowań, jak choćby zeszłoroczna „imba” z gwiazdą kosmetycznej strony YouTuba, Jamesem Charlesem, który został oskarżony o napastowanie seksualne przez inną popularną celebrytkę tylko dlatego, że reklamował konkurencyjną markę kosmetyków. Dostało się też wielu markom, TikTokowi za bycie chińską aplikacją (a raczej aplikacją, która de facto należy do chińskiego rządu), jak i marce „Uncle Ben’s”, która pod presją protestów w Stanach zmieniła ostatnio nazwę na „Ben’s Original” z powodu rasistowskich konotacji oryginalnej nazwy. Zresztą chyba każde z Was jest w stanie przypomnieć sobie jakiś case podobnych zabiegów profilaktycznych lub linczy na markach z ostatnich lat. I oczywiście część z tych zmian wyjdzie nam zapewne na dobre, ale decydowanie o tym co jest, a co nie jest poprawne politycznie staje się przez Cancel Culture równie ciężkie, jak balansowanie na linie zawieszonej między dwoma wieżowcami, z dwoma kubłami rozwścieczonych fretek, trzymanych na krawędziach kijka do równowagi. Innymi słowy – to naprawdę ciężka sprawa.

I tak wracamy do tematu stresu, który stał się oficjalną maskotką 2020 roku. Pod wpływem tego uczucia, nie jesteśmy swoimi najlepszymi wersjami. Potrafimy częściej poddawać się emocjom i bywamy zdecydowanie za bardzo roszczeniowi, kiedy patrzymy na świat jedynie przez pryzmat naszych baniek informacyjnych. Czy nam się to podoba, czy nie, Cancel Culture i jej następstwa najpewniej zostaną z nami jeszcze przez jakiś czas, bo raczej trudno jest wyobrazić sobie, że świat z dnia na dzień wróci do swojej „normalnej” wersji, a zamknięci w domach ludzie zdadzą sobie w końcu sprawę, że denerwowanie się na celebrytów na Faceboku to dokładnie to samo co krzyczenie do telewizora za każdym razem kiedy w telenoweli pojawia się czarny charakter.

Prawda jest jednak taka, że stres ma też swoje pozytywne strony: dzięki niemu możemy lepiej orientować się, co jest dla nas ważne i wymaga uwagi, a co możemy sobie odpuścić, bo generuje tylko niepotrzebne problemy dla naszej wewnętrznej równowagi. I kto wie, może taką samą rolę pełni sama Cancel Culture? W końcu mimo całej toksyczności i braku kontroli, chęć zmiany naszej rzeczywistości na lepszą, to uczucie szlachetne i jak najbardziej potrzebne w dzisiejszych czasach. Cały problem polega jednak na tym, że CC pokazuje nam dobitnie, że jesteśmy dopiero na początku takiej drogi. I żeby zdecydować się w ogóle, o jakie „ważne rzeczy” będziemy toczyć internetowe boje w przyszłości, zarówno marki, jak i ich społeczni krytycy będą musieli poświęcić dużo czasu i wysiłku, by z gąszcza emocji i stresu wyłonić jakąś namiastkę sprawiedliwości i równouprawnienia. Ale hej, masowa świadomość roju, jaką jest Internet, to jeszcze młoda istota społeczna i trzeba czasem patrzeć na nią jak na nastolatka, który właśnie próbuje sobie rozpracować, na czym polega bycie dorosłym i odpowiedzialnym członkiem społeczeństwa. Miejmy wiec nadzieję, że Cancel Culture „to tylko faza” i ostatecznie wyciągniemy z niej więcej wiedzy, niż krzywdy.

 

 





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1

 
 

 
 
head13
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 15 (grudzień 2020)
zapytajnik14
Newsletter PTBRiO Nr 15 (grudzień 2020)
 
 
 


zapiszsie

Szanowni Państwo,

Powiedzieć, że dużo się ostatnio dzieje, to nie powiedzieć w sumie nic. Mamy Grudzień, co jest wiadomością przewspaniałą, bo oznacza to, że rok 2020 zaraz wyzionie nam ducha i stanie się tylko niemiłym wspomnieniem, które będziemy wspominać już tylko podczas wizyt u psychologa próbując poradzić sobie jakoś z zespołem stresu pourazowego. W sumie w konwencji takiego Newslettera grudniowe wydania powinny być poświęcone jakimś podsumowaniom, ale bądźmy ze sobą szczerzy, nikt o zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się na jakiekolwiek recenzje czy prognozy. Nasza przyszłość, jest równie nieodgadniona co myśli brand managera, który przyklepał i wypuścił w świat ostatnio „piękną i długą” reklamę Apartu. Co jednak możemy ogarnąć swoimi umysłami i na czym się z całą pewnością wszyscy tu dobrze znamy to badania, dziś więc będziemy podsumowywać nie naszą szarą rzeczywistość, a rzeczywistość ostatniego Kongresu Badaczy, wypełnionego wiedzą, prezentacjami i ciągłym buforowaniem streamu. I mówię tutaj „my” nie bez powodu, zaprosiliśmy bowiem ekspertów, którzy chętnie zrecenzują Wam najfajniejsze kongresowe wystąpienia. To ludzie bardzo mądrzy, wyważeni i z wielkim doświadczeniem – dlatego też to im dziś pozostawimy „po-newsowy segment”, który zazwyczaj brutalnie zawłaszczam na swoje długie wywody.

Dziś więc będzie krótko i na temat – a dokładniej na temat szkoleń i wydawnictw.

 
 

 
 

#1 Szkoła Consumer Intelligence

 
 

Szkoła Consumer Intelligence, jak całe nasze tegoroczne życie przenosi się do online. Nie oznacza to jednak, że nie da się tak przenieść wiedzy do Waszych głów, „downloadnijcie” sobie więc jakiś fakultet o tutaj

 
 

 
 

#2 Szkolenia

 
 

Zapraszamy też na szkolenie Ani Rychlik „Added value, czyli jak wycisnąć więcej z badań i analiz w biznesie”. W dużym skrócie chodzi tutaj o to, by z badaczy v1.0 zrobić z Was badaczy v1.5. W pakiecie macie między innymi lepsze kodeki na wyświetlanie briefów, nowe oprogramowanie przetwarzające dane w insighty oraz 30m liny do łączenia kropek w postaci różnych informacji i wniosków. Jak ktoś potrzebuje upgrade’u, to Ania Wam te sterowniki wgra tu

 
 

Bart Jurkowski za to szykuje dla Was „warsztaty improwizacji stosowanej”, których celem jest nauczenie Was, jak lepiej być człowiekiem i jak rozmawiać z innymi człowiekami, żeby Ci nie zauważyli, że ostatni rok przesiedzieliście w dresach przed kompem, bez krzty ludzkiej interakcji. Naprawdę polecam tego allegrowicza - 90% wszystkich numerów „Zapytajnika” powstało dzięki improwizacji stosowanej i jestem z tego bardzo dumny <3 Zobaczcie

 
 

I absolutna nowość szkoleniowa: Badania w czasach VUCA by Ania Mazerant i Adam Polasz. Jak już nauczycie się być lepszym badaczem i lepszym człowiekiem, to koniecznie zapiszcie się tu, bo Adam i Ania pokażą Wam, jakie trudności, bóle i szeroki wachlarz przeszkód, będzie Wam towarzyszyć w pracy przez pandemię. W programie przewidywane jest między innymi użycie słowa „COVID” 468 razy oraz słowa „Pandemia” 935 razy. No co, myśleliście, że na koniec będzie lekko i przyjemnie? Nie, nie, nie kochani, mamy 2020 i jakbyście nie uciekali od współczesności nie uciekniecie! Zobaczcie

 
 

Popraw swoją widoczność w serwisie LinkedIn!
Kamil Sokołowski i Robert Zydel po raz drugi poprowadzą bezpłatne szkolenie dotyczące marki osobistej w serwisie LinkedIn. Propozycja wyłącznie dla członków PTBRiO. Przyjęcia według kolejności zgłoszeń. Szkolenie online w dniu 12 stycznia 2021 o godzinie 18:00. Przybliżony czas szkolenia 3,5h. Więcej

 
 

 
 

#3 Pierwsza w Polsce (i druga na świecie) książka o gamification w badaniach już dostępna!

 
 

gamificationOd dobrych kilku lat na Kongresach Badaczy, Cyberach i w trakcie szkoleń Anna Gorączka i Michał Protasiuk dzielili się z nami swoją wiedzą dotyczącą stosowania mechanizmów znanych z gier w badaniach rynku. Z wielką radością informujemy, że teraz spisali swoją wiedzę i doświadczenie w formie książki: „Gamification. Jak wygrać zaangażowanie respondenta”. Jak sami zauważają: „Bitwa współczesnego marketingu toczy się przede wszystkim o uwagę konsumenta. Do opisu nowej rzeczywistości stworzono pojęcie „attention economy", zakładające, że uwaga jest zasobem rzadkim i to o nią należy przede wszystkim rywalizować. A jest to zadanie coraz trudniejsze (…) W jaki sposób my – badacze marketingowi – nadążamy za zmianami? Czy używane przez nas narzędzia są dobrze dopasowane do wyzwań współczesnego świata i błyskawicznie zmieniającego się respondenta? Czy potrafimy modyfikować swoje podejście i instrumenty badawcze, którymi się na co dzień posługujemy?”. Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie na ponad 200 stronach, na których autorzy przeprowadzają czytelników przez różne „levele” gamifikacji: surveytainment, soft gamification oraz hard gamification. W ostatnim podsumowującym rozdziale o wymownym tytule „Game is (NOT) over” obalają dziewięć mitów krążących w branży badawczej. Cytując recenzentkę prof. dr hab. Małgorzata Bombol z SGH: „To nowatorska publikacja na naszym rynku wydawniczym”. Bez wątpienia warto ją mieć w swoim wirtualnym (książka również dostępna jako ebook) lub fizycznym księgozbiorze!

Książka Ani i Michała to już drugi owoc współpracy PTBRiO z Wydawnictwem Naukowym PWN. Pierwszym było wydanie w 2018 roku „Data Driven Decisions. Jak odnaleźć się w natłoku danych?”. Kolejnym, planowanym na pierwsza połowę 2021 roku, będzie wydanie książki „Badanie rynku. Jak zrozumieć konsumenta?” napisaną przez ponad 50 autorów z naszego Towarzystwa. Więcej szczegółów wkrótce! Więcej

 
 

 
 

#4 Nowi

 
 

Grono członków naszego Towarzystwa systematycznie rośnie, co bardzo nas cieszy. Z przyjemnością informujemy, że w ostatnim czasie dołączyli do nas:

Avatar

Paweł Kurowski
Marketing Plus

Avatar

Magdalena Urban
Research Breath Magdalena Urban Consulting | Santander Bank Polska

Serdecznie gratulujemy!

 

 
 

 
 


I z mojej strony to już wszystko, teraz oddaję głos naszym gościom, którzy opowiedzą trochę więcej o tegorocznym Kongresie i jego najlepszych wystąpieniach:





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1

 
 

 
 


W tym roku, jako uczestnicy Kongresu, wszyscy doświadczyliśmy „oswajania niepewności” na własnej skórze. Ostatecznie zostaliśmy „zmuszeni” zaadaptować się do onlajnu. Nie była to pierwsza taka sytuacja w tym roku - mieliśmy już za sobą miesiące zdalnych spotkań ze współpracownikami, klientami i co najistotniejsze - uczestnikami badań. Kongres jest jednak wydarzeniem, które daje nam możliwość oderwać się od „bieżączki” i przyjrzeć się z boku temu, co się dzieje - do czego zachęcało wiele wystąpień w tym roku. Jako uczestnicy możemy teraz pokusić się o autorefleksję - jak czuliśmy się z tą formułą wydarzenia? Niektórzy oceniali ją jako wyłącznie „adaptacyjną”, a nie „ewolucyjną”. Ale pojawiały się też głosy mówiące o tym, że wymian opinii i pytań było niemal tyle co „w dawnych dobrych czasach” mimo (a może właśnie dlatego?), że miały miejsce online. Teraz możemy zaczerpnąć z tego wydarzenia, żeby przemyśleć to, czy jednak w tym roku nie zostały wypracowane rozwiązania, które zostaną z nami na dłużej, nie tyle dlatego (odpukać), że będziemy do tego „zmuszeni”, ale dlatego, że aktywnie odpowiadamy na zmieniającą się rzeczywistość wokół nas. Bo jak trafnie podsumowano naszą, aktualnie „zamgloną”, perspektywę w jednej z prezentacji -„lepiej mądrze stać, niż głupio biegać” - kto to powiedział i jak to zrobić? Odsyłam do biblioteki VOD tegorocznego Kongresu.





Katarzyna Lipińska
Consumer Insights, 4P research mix

lipinska

 
 


Najważniejszy temat XXI Kongresu Badaczy? Ekologia. Już w sesji otwierającej Marcin Popkiewicz nakreślił wizję świata, w której tylko jedno jest pewne – z naszą planetą będzie źle. Oczywiście, o ile nie zmienimy swojego postępowania. Jak pokazały inne wystąpienia, jako konsumenci chcemy być ekologiczni, choć nie zawsze możemy sobie na to pozwolić, a marki niekoniecznie nam to ułatwiają. Zmiany klimatyczne nie napawają optymizmem, ale cieszy obecność na kongresie tego i innych tematów społecznych. To kolejny rok, gdy kongres udowadnia, że badaczy interesuje coś więcej niż sprzedaż czy oglądalność. Co jeszcze cieszy? Pojawienie się na kongresie dzieci i młodzieży nie jako grupy komercyjnej, ale jako grupy, której zdrowie psychiczne martwi oraz której przyszłość warto zaplanować. Cieszy także, że kongresu nie zdominował temat pandemii. Była ona w tle, bywała punktem wyjścia, od którego trudno dziś uciec. Ale chyba nie utraciliśmy właściwej perspektywy, w duchu wystąpienia Agaty Kostrzewy i Jacka Wasilewskego, opowiadających o innych kryzysach i klęskach z przeszłości. Bywało zatem bardzo ciekawie, ale… do dziś nie obejrzałem nawet połowy wystąpień. Czy jeszcze je obejrzę? Być może, choć na pewno nie wszystkie. I tak jedyny, potencjalny plus organizacji kongresu online znika. Oby to był pierwszy i ostatni taki kongres.





Marcin Hinz
research manager w Ipsos

hinz

 
 

 
 
header13
zapytajnik16a
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 16 (luty 2021)
header13
zapytajnik16a
Newsletter PTBRiO Nr 16 (luty 2021)
 
 
 


zapiszsie

Kup Pan Gamestopa

Nie jest żadną nowością, że my jako ludzie lubimy dobre historie. Szybko zakochujemy się w różnego rodzaju bohaterach, z którymi możemy się utożsamiać i na których drodze zazwyczaj stoi jakiś wszechpotężny złoczyńca, którego ostatecznym przeznaczeniem jest zginąć w jakiś spektakularny sposób na koniec powieści, tak by widz mógł finalnie przeżyć swoje upragnione „katharsis”. Ostatnio mamy na głowie bardzo dużo takich historii – od Białorusi i Rosji, przez wojskowy pucz w Birmie (który możecie kojarzyć z pewnego zabawnego filmiku jednej pani od aerobiku), aż po naszą kochaną Polskę, z którą próbujemy się jakoś rozliczyć dodając 3 do 5 – wydaje się więc, że ostatnimi czasy świat ma wielką ochotę na obalanie różnych wersji tyranów i złoczyńców wszelakich.

Dziś zajmiemy się właśnie taką historią, której udało się przebić w dyskursie internetowym i doprowadzić do takiego poziomu dyskusji, jakiej nie mieliśmy nawet w styczniu, kiedy to człowiek bizon i jego banda fakenewsowych fanatyków zajęła Kapitol w USA (2021 to przeciekawy rok, prawda?). Mowa oczywiście o kolejnej wersji „walki Dawida z Goliatem”, czyli o aferze z „Gamestopem” i tym, co to wszystko właściwie dla nas oznacza.

Gamestop to sieć sklepów z grami wideo działająca na terenie Stanów Zjednoczonych. Ich model biznesowy wygląda dokładnie tak, jak mogliście przypuszczać – poza sprzedażą gier, konsol i przeróżnych gamingowych gadżetów, sklepy te specjalizowały się w skupowaniu i odsprzedawaniu używanych gier innym graczom. Powiedzmy sobie szczerze, nie jest to jakoś bardzo „dysruptywny” pomysł, szczególnie w czasach gdy większość sprzedaży gier odbywa się całkowicie cyfrowo, a handel używkami kwitnie na przeróżnych facebookowych grupach, gdzie gracze sami wymieniają się tytułami, bez konieczności płacenia doli jakiejś trzeciej stronie. Nic więc dziwnego, że w ostatnich latach reputacja Gamestop mocno podupadała, a wybuch pandemii zdawał się być jedynie gwoździem do trumny samej marki. Jednak gdyby była to kolejna nudna historia o upadku kolejnego nudnego biznesu, to z całą pewnością nie zajmowalibyśmy się nią w ramach naszego newslettera – nie martwcie się więc, jeszcze będą emocje i fajerwerki, bo nie wszystko poszło tu tak gładko, jak choćby nasze przejście do segmentu z newsami 😊

 
 

 
 

#1 CyberRemote zmartwychwstał

 
 

Zastanawialiście się kiedyś nad niesamowitą relacją, jaką ma autor branżowych newsletterów ze swoją publicznością? Ja piszę te słowa siedząc na kanapie w dość rześką niedzielę, a Wy zapewne będziecie czytać ten tekst ładnych parę dni później, w Bóg wie jak odległym miejscu. To jest, Moi Drodzy, internetowa praca zdalna w pełnej krasie! Zdalność to niesamowity trend, który szczególnie w ostatnim roku zachowuje się, jakby był początkującym rekinem finansjery, który dopiero co odkrył kokainę – wszędzie go pełno i wszyscy wróżą mu naprawdę wielki sukces. Bardzo podobnie musiała myśleć rada programowa tegorocznej konferencji #CyberRemote, która to właśnie stawia na piedestale mobilność i jej rosnące znaczenie dla naszego codziennego życia. #CyberRemote startuje już 15 kwietnia, więc jeśli i Wy, popijając czasami zimną kawę na swojej kanapie, macie głębokie rozkminki o pracy zdalnej i jej wpływie na psychikę nas wszystkich, to zapraszamy serdecznie (oczywiście online)o tutaj

 
 

 
 

#2 Marki zbuntowane

 
 

Gdyby ktoś miał wątpliwości, czy pierwszy akapit tego newslettera był rzeczywiście prawdą i czy naprawdę żyjemy w czasach, gdzie za każdym właściwie rogiem kryje się jakaś epicka historia o kolejnym przewrocie statusu quo, w których to maluczcy walczą o swoje prawa z wielkimi tyranami, to ja nie będę Was dalej przekonywać. Przekonać Was za to może nowa konferencja „Zbuntowane marki”, której głównym celem jest bronić wspomnianego akapitu do ostatniej kropli krwi, jednocześnie pokazując Wam, jak bunt i aktywna partycypacja marek w tematach ważnych społecznie i politycznie wpływa na ich wizerunek i komunikację. Przygotujcie więc dobre buty do uciekania przed policją i weźcie ze sobą swój najlepszy i największy transparent, bo już 11 marca #zbuntowanemarki pokażą Wam, gdzie odnaleźć granicę społecznego zaangażowania w czasach, w których zaangażowanie zdaje się dominować dyskurs publiczny i ekonomiczny. o tutaj

 
 

 
 

#3 Nowi

 
 

Mimo bogatego wachlarza przeciwności losu, jaki mogliśmy obserwować o ostatnich czasach, 3 odważnych śmiałków postanowiło mimo mrozu i marazmu przyłączyć się do naszego szanownego grona ekspertów od tematów wszelakich. Powitajcie więc Annę Karcz-Czajkowską z JCD, Karolinę Kuzię z UCE GROUP LTD oraz Piotra Wojnarowicza z YourCX – niechaj Wam przyszłość przyniesie tylko wzrosty, a Wasze badania sławę i bardzo sowite premie. Bo to naprawdę fajnie, że jesteście z nami <3 :="" p="">

Avatar

Karolina Kuzia
UCE GROUP LTD

Avatar

Piotr Wojnarowicz
YourCX

Avatar

Anna Karcz-Czajkowska
JCD

Serdecznie gratulujemy!

 

 

 
 

 
 


Jest koniec stycznia 2021 roku – Gamestop właśnie dogorywa powoli jako biznes, co bardzo wyraźnie widać na ich notowaniach giełdowych. Widać to tak dobrze, że gigantyczne fundusze hedgingowe1, jak choćby Melvin Capital, postanowiły wykorzystać tendencję spadkową marki i skorzystać na niej finansowo dzięki instytucji „krótkiej sprzedaży” (ang. Short Sell).

W dużym uproszczeniu, krótka sprzedaż polega na zakładzie. Fundusz obstawia, że dana marka będzie spadać w notowaniach - by to udowodnić, wypożycza akcje tej firmy od innych inwestorów i sprzedaje od razu za aktualną cenę. Następnie czeka aż notowania firmy, której akcje wypożycza spadną, by potem spłacić dług wypożyczającemu, ale za niższą cenę i zatrzymać dla siebie różnicę (tak, wiem, giełda to naprawdę pokręcona sprawa). To, co powinniście wiedzieć na koniec dnia jest jednak dość proste – jeśli notowania marki, która jest poddana „krótkiej sprzedaży” maleją – wielkie fundusze inwestycyjne się bogacą. Jeśli natomiast jakimś cudem te notowania pójdą do góry – wielkie misie finansjery będą raczej niezadowolone, bo mogą stracić ogromne pieniądze.

 

Kto jednak mógłby przeciwstawić się kilku gigantycznym funduszom inwestycyjnym, które zmówiły się ze sobą, by szybciej wykończyć, już i tak umierającą, markę? Jaki śmiałek mógłby w naszej historii zagrać rycerza, który ratuje niewiastę z paszczy rozwścieczonego smoka? Otóż nie jest to jeden mąż, a cała armia mężów, znana pod szyldem Wallstreetbets . WSB to subredit, czyli jedno z 2,2 miliona oddzielnych forów internetowych , które skupia w sobie jedno z największych na świecie mediów społecznościowych, jakim jest Reddit. Wallstreetbets działa od 2012 roku i składa się w równej mierze z byłych pracowników wielkich funduszy inwestycyjnych, jak i zwykłych piwniczaków z dostępem do Internetu. Jeśli więc myślicie, że to dobrze naoliwiona maszyna do kalkulowania i prognozowania zachowań rynku giełdowego, to śpieszę donieść, że nic bardziej mylnego. To zlepek tysięcy ludzi z szeroko pojętej klasy średniej, którzy porozumiewają się ze sobą za pośrednictwem memów internetowych i którzy starają się jakoś dorobić na boku, grając na giełdzie, tak jakby grali w kasynie.

Wallstreetbets szybko zwróciło uwagę na zakłady wokół Gamestopu i wpadło na tak samo radykalny, co absurdalny pomysł: a co gdyby zagrać finansowym gigantom na nosie i zacząć masowo wykupywać akcje sklepów z grami, jednocześnie windując ich cenę w górę, co z kolei spowoduje ogromne straty dla obstawiających upadek marki funduszy inwestycyjnych? To, co zdarzało się potem zdarza się w sieci niezwykle rzadko – planety ustawiły się w jednej linii, logika na chwilę wyszła się przewietrzyć, a większość domorosłych inwestorów widzących post z pomysłem na forum uznała go za pomysł bardzo dobry. I tak zaczęło się wielkie wykupowanie akcji Gamestopu, które poprowadziło za sobą całą lawinę zdarzeń i konsekwencji tak absurdalnych, że Netflix mógłby już teraz zrobić z tej historii nowy serial. W zaledwie kilka dni akcje firmy wzrosły z 18$ do prawie 450$, co z kolei spowodowało, że wspomniane wcześniej wielkie fundusze spadły w notowaniach o prawie 50% i były zmuszone zaciągnąć pożyczki w wysokości prawie 3 miliardów dolarów na pokrycie strat ze złej prognozy.

Widzicie, często w ramach „Zapytajnika” staramy się zgłębiać tajniki zachowań szeroko pojętej kultury Internetu i jej nieustannych prób nawiązania komunikacji z naszym ”prawdziwym światem”. O ile jednak najeżdżanie strefy 51, czy nazywanie starszych osób „Boomerami” mogło przez wielu zostać odebrane jako najwyżej ciekawostka, o tyle tutaj możemy już porozmawiać troszkę poważniej, bo 3 miliardy dolarów to już poważny pieniądz, który zwraca na siebie swoją uwagę tak, jak robi to ta pani z tego mema o zwracaniu na siebie uwagi.

Jeśli próbujecie sobie teraz wyobrazić reakcje prezesów tych funduszy na wieść o tym, że zostali wykiwani przez bandę internetowych trolli, to nie musicie starać się szczególnie ciężko, bo w Internecie jest pełno wywiadów. W czasie jednego z nich Lee Cooperman, prezes Melvin Capitol, przechodzi coś w rodzaju chwilowego załamania nerwowego.

Na tym jednak się nie skończyło. Wallstreetbets nie chciał odnieść jedynie finansowego zwycięstwa, lecz także (lub przede wszystkim) zwycięstwo moralne - internautom chodziło nie tylko o pokazanie jak łatwo można wykorzystać hazardową część giełdy przeciwko wielkim firmom, ale o samo przyznanie się tychże wielkich firm, że giełda to takie kasyno dla naprawdę bogatych. Tak też zaczęła się akcja trollowania prawdziwego Wallstreet, przez choćby wykupowanie za ich własne pieniądze bilbordów w Times Square, wyśmiewających całą sytuację. I to jest bardzo ważny kontekst, bo o ile giełda ma wiele historii wielkich wzlotów i upadków, o tyle nie ma ani jednej, w której jedna ze stron wydaje się nie mieć absolutnie żadnego poszanowania dla samych pieniędzy i podkreśla na każdym kroku, że jest tutaj tylko po to by zrobić sobie drinka z łez miliarderów.

Złość, jaką wywołało bezczelne i przekomiczne zachowanie Wallstreetbest zaczyna się jednak mścić na naszych „bohaterach”. Na początku stycznia popularna aplikacja do grania na giełdzie „Robinhood” zablokowała swoim użytkownikom możliwość wykupowania akcji Gamestopu, co pociągnęło za sobą całe stado podobnych zabiegów u różnych brokerów. Na pytanie czemu aplikacje blokują możliwość kupna, odpowiadają, że nie mają wystarczających funduszy, by pokryć tak duży ruch w stosunku do akcji Gamestopu. Internet jednak i tak uparcie wierzy w swoją wersję zastraszania małych firm przez wielkie i pokrzywdzone całą sytuacją koncerny. Już teraz amerykańska SEC (Securities and Exchange Commission) oraz Kongres przyglądają się uważnie sprawie, prowadzone są też pierwsze przesłuchania z moderatorami odpowiedzialnymi za Wallstreetbets. Jest bardzo prawdopodobne, że cała sytuacja skończy się źle dla uczestników forum, mimo że nikt na razie nie ma pomysłu, za co właściwie mieliby być potencjalnie ukarani.

I tutaj na razie musimy postawić kropkę, bo w chwili pisania tego tekstu w całej aferze z Gamestopem jest więcej pytań niż odpowiedzi. Co to oznacza dla rynku jako takiego? Czy skoro Reddit udowodnił, że jest w stanie wpłynąć masowo na akcje jednej firmy to co stoi na przeszkodzię, by zrobił to ponownie? Dlaczego uruchamiane są instytucje rządowe i żąda się regulacji tylko wtedy, gdy pokrzywdzonym przez system są wielkie koncerny, a nie zwykły Kowalski? Już teraz planowane są podobne do Gamestopu zorganizowane akcje, jednak zbliżające się widmo reperkusji jest na tyle realne, że może odstraszyć niejednego internautę zastanawiającego się nad dołączeniem do rebelii.

Najważniejsze jednak w całej tej historii nie są pieniądze, a sama opowieść. Wallstreetbest nie patyczkuje się w narracji i jednocześnie stawia siebie w roli bohatera, który właśnie z całej pary zasadził kopa w krocze establishmentowi USA. Bardzo możliwe, że gdyby nie rosnące stopy bezrobocia, spadek kapitału i gigantyczne zarobki na pandemii przez (i tak już) najbogatszy 1%, nic takiego jak Gamestop nie mogłoby się wydarzyć. Jednak teraz nie żyjemy w czasach pełnych logiki, a raczej wkurzonej klasy pracującej, która ma o wiele więcej wolnego czasu i stałe łącze internetowe w domu. Walka z establishmentem to narracja tak stara, jak sama ludzkość. Jednak trzeba Redditowi przyznać, że od dawna nikt tej historii nie opowiedział tak dobrze i tak dobitnie jak oni. Grupa internetowych rebeliantów właśnie pokazała gigantom finansjery, że ich rynek wcale nie jest „rynkiem efektywnym” czyli takim, w którym gracze kierują się wyłącznie rozsądkiem i zyskiem. Ludzie (a szczególnie ludzie współcześni, a już najszczególniej współcześni internauci) to istoty wysoce nielogiczne, które oglądały tę jedną scenę w „Batmanach” Nolana, w której Joker pali cały stos pieniędzy i pamiętają ikoniczny dla serii cytat - „some men just want to watch the world burn”.

I może cała ta afera z Gamestopem nie spali nam kapitalizmu, jaki wszyscy znamy i kochamy, ale założę się o dobre piwo, że na pewno podgrzeje w nim atmosferę i sprawi, że jeszcze długo będziemy rozmawiać o konsekwencjach tej historii. Dlatego jeśli ktoś z Was jest właśnie w swojej personalnej narracji buntu przeciwko czemukolwiek, to pamiętajcie proszę, że nie zawsze liczy się wygrana. Czasami dobrze jest po prostu naprawdę wkurzyć drugą stronę, robiąc rzeczy totalnie nielogiczne i nieprzewidywalne. Mamy bowiem rok 2021 i coraz trudniej mówić jednoznacznie o „wygranych” i „przegranych” – liczą się tylko Ci, którzy mają dobrą historię do opowiedzenia 😉





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1

 
 

 
 
 
 
 

marek biskup

Marek Biskup
1970 - 2021



W poniedziałek, 8 lutego 2021 roku zmarł Marek Biskup - nasz kolega, przyjaciel i jeden z najbardziej znanych i szanowanych badaczy, jakie nasze grono miało zaszczyt znać. O Marku można by napisać parę książek, ale nie uważam się za osobę do tego najlepszą. Znałem Marka, pracowałem zanim i miałem przyjemność na własne oczy zobaczyć jaki wpływ potrafił mieć na ludzi. Jedyne co mogę teraz powiedzieć, to że naprawdę brak mi słów, które mogły by oddać sprawiedliwość jego osobie i temu co znaczył dla innych.

 

Róży, Ewie, Michałowi i wszystkim jego bliskim chciałbym złożyć tylko najszczersze wyrazy współczucia i wsparcia - w imieniu swoim i całego naszego grona.

Znać Marka było przywilejem, pamiętać go będzie naszą wspólną misją.

Krzysiek Domeradzki



Dowiedziałem się, że można być silnym facetem a jednocześnie kochać poezję. Można być uporządkowanym a jednocześnie umieć czerpać radość z włóczęgi. Da się wejść do pokoju pełnego obcych ludzi i sprawić, że będą z Tobą otwarcie rozmawiać, traktując Cię jak kogoś bliskiego. Można kochać życie i śmiać się do łez. Można mieć pomysłowość, która gra dobrze z ciekawością. Można samemu budzić podziw i jednocześnie umieć budować innych ludzi. Można upadać i podnosić się jakby nic się nie stało, czasem wbrew fizyce. Można..., ale to wszystko w jednej osobie mieści się niezwykle rzadko. Miałeś na mnie ogromy wpływ. Wiele się od Ciebie nauczyłem. Nigdy tego nie zapomnę. Zawsze byłeś przed innymi, odkrywając z ciekawością nowe miejsca. Słyszę Twój szemrzący ciepły głos, Kochany Podróżniku. I śmiech, którym nie dało się nie zarazić.

Łączę się myślami z Rodziną i Bliskimi Marka.

Dobromir Ciaś



Marek, był dla wielu członkiń i członków naszej społeczności bardzo ważną osobą, z którą łączy nas wiele wspomnień. Jeśli chcesz podzielić się swoimi napisz do nas. Opublikujemy je tu na wieczną pamiątkę.




 
 
header13
zapytajnik16a
Newsletter Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii Nr 17 (kwiecień 2021)
header13
zapytajnik16a
Newsletter PTBRiO Nr 17 (kwiecień 2021)
 
 
 


zapiszsie

Przepis na sławę,
według Roberta Makłowicza

Szanowni Państwo, drogie koleżanki i koledzy po fachu oraz Wy, przypadkowi czytelnicy – mamy kwiecień 2021 roku. Z najważniejszych wiadomości ze świata należy wspomnieć o najsławniejszym złym parkowaniu w historii parkowania w ogóle, w którym to kontenerowiec Ever Given postanowił podryfować trochę po kanale Sueskim, gdzie utknął na dobre. Warto też wiedzieć, że tuż przed tym wielce memicznym osiągnięciem, Evergreen swoim kursem namalował na oceanie wielki obrazek… penisa. Z wiadomości lokalnych najważniejsza (a przynajmniej najczęściej rozpowszechniana) jest taka, że Robert Makłowicz został koronowany na nowego króla polskiego Internetu. Dokonał tego, za sprawą między innymi dość zabawnego filmu z psem i koperkiem oraz zaskakującego podobieństwa do wombata.

I mam nadzieje, że przynajmniej część z Was, tak jak ja, cieszy się gdzieś w sercu z absurdalności powyższych linijek tekstu, bo dziś nie będziemy mówić o rzeczach ważnych i ciężkich, jak na przykład ostatni spór prawny, wokół Facebooka i Google zaserwowany przez Australię. Dziś dla odmiany i chwili relaksu, popłyniemy wraz z Internetem i jego szalonymi trendami. I zobaczymy, gdzie doprowadzi nas cały ocean memów i żartów, w jakie obrósł ostatnimi czasy najsławniejszy polski kucharz-podróżnik.

Zanim jednak dowiemy się co stoi za popularnością i sukcesem Pana Makłowicza, tradycyjnie czas przejść przez garść newsów od PTBRiO.

 
 

 
 

#1 Dużo nowych osób!

 
 

Z wielką przyjemnością informuje, że mimo wszelakich i różnorodnych przeciwności losu jakie wymyśla nam ostatnio świat, nasze grono badawcze powiększa się stale i w całkiem dobrym stylu. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca dołączyło do nas aż ośmioro nowych członków. Jedyny minus tej sytuacji jest środowiskowy, bo trzeba będzie dodać więcej stron do następnego „Rocznika”.

Jeśli nie chcecie jednak czekać do nowego wydania naszego magazynu, to zapoznajcie się z naszymi „świeżakami”:

Avatar

Marcin Herrmann
KPRM

Avatar

Marek Rosłan
Saatchi&Saatchi

Avatar

Jacek Wasilewski
Narrative Impact

Avatar

Anna Forycka-Zawadka
Kompania Piwowarska

Avatar

Grzegorz Kosiński
Citi Handlowy

Avatar

Małgorzata Grabowska-Elzanowska
Kantar

Avatar

Grzegorz Młynarski
s360

Aneta Dzięciołowska
Mobile Institute

PS: przy okazji wiadomość od Agnieszki Warzybok, która ma dla Was mały zwiastun nadchodzących zmian w systemie zapraszania osób do towarzystwa.

„Pracujemy też nad lepszym i bardziej przyjaznym modelem zapraszania nowych osób do PTBRiO. Właśnie skończyliśmy zbieranie pomysłów. Rozmawialiśmy, warsztatowaliśmy i burzowaliśmy z częścią Was, za co bardzo dziękujemy. Już niedługo pierwsze zmiany!”

A juz teraz rozdajemy dotychczasowym i wszystkim nowym członkom takie fajne znaczki.

Więcej informacji znajdziecie pod tym linkiem

 

 
 

 
 

#2 Dużo pracy czeka na badaczy

 
 

To, że jest nas coraz więcej wchodzi w doskonałą wręcz korelacje z innym pocieszającym trendem, jaki obserwujemy na naszych wewnętrznych tablicach ogłoszeń o prace. Tak jest – praca szuka człowieka i to w ilościach całkiem zacnych, jeśli wiec znacie jakichś ludzi i do tego z badawczym błyskiem w oku, to ślijcie im poniższy link i do roboty! o tutaj

 
 

 
 

#3 Szkolenia

 
 

Nie ma nic bardziej upokarzającego dla badacza, niż dobre dane pokazane w brzydki sposób. Cała ta brzydka rzeczywistość za oknem domaga się ukazania jej w przyjemnym świetle, choćby na slajdach. Dlatego też tak ważne jest, żeby wszystko nie było tylko „pod linijkę” ale też ponad przeciętną! Jeśli więc chcecie swoje wizualizacyjne skillsy podkręcić do levelu 2021 do dajcie znać Adamowi Polaszowi i zapiszcie się na jego szkolenie, o tutaj.

 
 

 
 

#4 CyberRemote

 
 

Konferencja Cyber odbędzie się 13 maja

Kamery wysterylizowane, dyski sieciowe wyczyszczone, prelegenci zwerbowani, a program na stronie – to rosnące napięcie w powietrzu może oznaczać tylko jedno – wielkimi krokami zbliża się kolejna edycja „Cyberresearch”, która zagości na ekranach waszych komputerów, rzutników i telefonów już 13 maja.

Tematem przewodnim konferencji jest zdalność, więc jeśli otworzycie poniższy link z telefonu komórkowego, pojawi się w Was podobne uczucie, co przy dostawaniu lajków pod zdjęciem – naprawdę, obiecuję! o tutaj.

 
 

 
 

A teraz wracając do tematu przewodniego

Przykład Roberta Makłowicza jako internetowego mema, nie jest szczególnie nowy, jeśli chodzi o mechanizmy jego rozpowszechniania się w sieci. O schemacie i działaniu tworu, jakim jest kulturowa osobliwość Internetu, pisaliśmy już w ramach „Zapytajnika”, poruszając podobny z pozoru przykład Keanu Reeves’a i jego własnego internetowego kultu. W skrócie chodzi o to, że szeroko pojęta kultura (filmy, obrazki, ale też ludzie i marki) może zostać przez Internet replikowana w zupełnie innym od oryginalnego kontekście (np. mema) i jeśli ten nadany kontekst jest wystarczająco atrakcyjny, i trafia w aktualnego „zeitgeista” sieci, to wybucha nam kolejny wielki trend z milionami odsłon i tak imponującą liczbą replikacji czy iteracji, by na spokojnie zapełnić każdego Facebooka, Instagrama, forum internetowe i lodówkę przeciętnego Polaka. Stosunkowo jednak rzadko zdarza się, by zaszczytu prawdziwej memfikacji dostąpił sam człowiek – a nie jego konkretna wypowiedz czy czyn.

Takim casem jest właśnie Pan Makłowicz, który stał się już nie tyle memem, co dziwną ideą, w którą ubrali go internauci. Myślę wiec, że to idealny przykład do tego, by odpowiedzieć sobie na pytanie – co dokładnie tworzy z człowieka internetowy fenomen?

Oto wiec przepis na internetową sławę wg Pana Roberta Makłowicza:

Krok pierwszy – weź sprawdzony i wszystkim znany składnik

Pana Makłowicz nie trzeba przedstawiać nikomu. Jeśli kiedyś w życiu oglądaliście telewizję, to wielce prawdopodobne jest, że wcześniej czy później pojawił się w niej pewien bardzo miły pan, który opowiadał coś o historii Austro-Węgier, jednocześnie smażąc kotleta gdzieś pod wulkanem w południowej części Islandii. Tym człowiekiem był z całą pewnością Robert Makłowicz, który tak samo dla mojego pokolenia jak i dla pokolenia moich rodziców jest czymś , czym Pewdipie jest teraz dla pokolenia „Zetek” – celebrytą, z którym się dorastało i który stał się wraz z wiekiem swoistym symbolem swojej platformy.

 

Krok drugi - pokrój swój składnik na kawałki i sprawdź czy nie ma dram

Nasz kucharz znad Wisły spełnia dokładnie ten sam konieczny warunek do stania się chwilowym bożyszczem Internetu, co wcześniej Reeves – to znaczy jest osobą niesamowicie wręcz „bedramową”. Nie znajdziecie tu żadnego molestowania dzieci, niezręcznych komentarzy pod kątem kobiet, złej historii związanej z alkoholem lub problemami z akceptacją innych ludzi i ich rasy, wyznań czy seksualności. Pan Robert jest niczym dietetyczna przekąska, którą możemy delektować się bez wyrzutów sumienia i zastanawiania się, jakie niespodzianki zostawi w naszym organizmie.

 

Krok trzeci: Przed gotowaniem upewnij się, że znasz wszystkie mocne strony swojego składnika

Każdy dobry szef kuchni wie, że by sporządzić dobre danie potrzeba odpowiedniej wiedzy o produkcie jakiego używamy i jego mocnych stronach. W przypadku Pana Makłowicza jest to szalenie imponująca wiedza historyczna i geograficzna. Wie o tym każdy, kto obejrzał przynajmniej jeden odcinek „Makłowicza w podróży” – jest tam tyle samo historii, co gotowania. Jego najbardziej charakterystyczną cechą, pod kątem osobowości telewizyjnej jest to, że przywiązuje dużą uwagę do historii i kultury miejsca, w którym się aktualnie znajduje. Jego wiedzy o geografii i historii nie może podważyć chyba nikt i nie robi tego nawet Internet.

 

Krok czwarty – stwórz swoje danie, oparte na wariacji tego składnika

Może Wam się wydawać, że memy z Panem Makłowiczem to tylko zlepek pozbawionych sensu czy połączeń tekstów i urywków programu. Nic jednak bardziej mylnego. Internet dokładnie przeanalizował styl i format programów kucharza i zakochał się w jego niuansach. Tutaj nie chodzi tyle o postać, co o jej kontekst. Pan Robert jest osobą bardzo swobodną przy kamerze, dlatego też często zdarzały mu się niewinne i rozczulające wręcz gafy czy wpadki z którymi totalnie się nie przejmował, jak na pewnego siebie człowieka przystało. Do tego trzeba dodać jego bardzo szczere i równie niewinne poczucie humoru. I tak wychodzi nam mieszanka wybuchowa. Z jednej strony to człowiek encyklopedia, osoba szanowana za swoją wiedzę i zdolności (zarówno „na salonach” jak i w salonach domów wielu Polaków). Z drugiej strony pozostaje w nim jakaś nuta swojskości i niezręczności (choć można tu użyć też słowa „cringe”), która powoduje, że jest on postacią równie fascynującą, co zabawną do oglądania. Ta właśnie mieszanka niezręczności, niewinności, bezpośredniego humoru i odstającego od tego wszystkiego kontekstu historii otoczenia, stała się swego rodzaju esencją memefikacji Roberta Makłowicza, w polskim Internecie.

Po małym skanie sieci zobaczycie, że nasz bohater może pojawiać się w każdym absurdalnym kontekście, jaki tylko moglibyście sobie wyobrazić. Każdy typ humoru jest tu mile widziany: in gorszy tym w sumie lepiej, bo kontekst prowadzącego sprawia, że wybaczyć możemy wszystko. Wybaczamy tak, jak wybaczamy wujkowi, do którego rubasznych żartów przywykliśmy i który oczywiście dla innych może być w jakiś sposób nieatrakcyjny, ale dla nas pozostaje przede wszystkim rodziną. Postać naszego bohatera ma szczególnego rodzaju immunitet w kwestii dodawania do niej przaśnego humoru, czy odstającego kontekstu. Polscy internauci nie idealizują jednak pana Roberta Makłowicza, oni go adoptowali.

 

Krok piąty – traf ze swoją ofertą we właściwego klienta, o właściwej porze

Nie ma tez co ukrywać, że w tej całej układance ważny jest jeszcze jeden kontekst - naszego tu i teraz. Każdy człowiek ma jakieś ograniczone możliwości w przejmowaniu się rzeczami. Przejmujemy się polityką, przejmujemy się pandemią, przejmujemy się losami naszymi i naszych bliskich. Czasami jednak potrzebujemy zrobić sobie przerwę, odpocząć na chwilę lub uciec gdzieś od skomplikowanej rzeczywistości, do świata abstrakcji i absurdu. Albo może do dawnych czasów rodzinnych niedziel przy telewizorze, w których znajoma twarz zabierała nas w nowe i nieznane miejsca i pokazała świat, który zdaje się być na wyciągnięcie naszej ręki. Robert Makłowicz stał się trochę takim symbolem przerwy, odskoczni od problemów współczesności prowadzącej nas w stare, lepsze czasy i do innych miejsc. I oczywiście, że zawsze znajdzie się jakiś malkontent, który powie, że to wszystko to tylko dziecięcy eskapizm i naiwne zaczarowywanie rzeczywistości - i tym malkontentom trzeba przyznać stuprocentową rację. Ale nie da się też stworzyć dobrze funkcjonującego społeczeństwa bez odrobiny zaczarowywania rzeczywistości. A w czasach, w których mamy takich opcji „zaczarowywania” coraz więcej, mogliśmy trafić znacznie gorzej, niż na pewnego pana, który tak rozbrajająco potrafi śmiać się z psa, który zjadł mu właśnie koperek.





Krzysztof Domeradzki
PTBRiO

autor1